Byłem kiedyś świadkiem rozmowy właściciela naszego sklepu z chudym nastolatkiem. Chłopak miał na sobie wytarte ubrania

Byłem kiedyś świadkiem rozmowy właściciela naszego sklepu z chudym nastolatkiem. Chłopiec miał na sobie znoszone, ale schludne ubranie. Stał i patrzył na słoik z dżemem malinowym, kiedy podszedł do niego właściciel:

– Hej, Stasiu, jak się masz?
– Dziękuję panu, nieźle…
– Jak tam mama, już w pracy?
– Nie, jeszcze leży w domu, bo nie czuje się najlepiej…
– Chciałeś kupić dżem?
– Tylko na to patrzę, mama bardzo lubi dżem malinowy, ale nie mamy teraz pieniędzy, żeby go kupić.
– To sprzedaj mi swoją bransoletkę, czy sam ją wyplotłeś?

Na nadgarstku chłopca wisiała bransoletka domowej roboty, upleciona z różnokolorowych drucików.
– Tak, proszę pana, ale będzie na pana za mała.
Kupię ją mojemu siostrzeńcowi.
– Nie sądzę, żeby ta bransoletka zapewniła mi potrzebną kwotę…
– Dokładnie tyle, ile wart jest ten słoik dżemu, długo ją robiłeś takie misterne wzory?
– Tak, siedziałem nad nią trzy noce…
– A więc umowa stoi! Bransoletka jest moja, dżem jest twój, a raczej twój i mojej mamy!
– Dziękuję.

Szczęśliwy nastolatek, chwycił słoik dżemu, zdjął bransoletkę z ręki i podał ją sklepikarzowi.
– Miłego dnia, proszę pana!
– Do zobaczenia, Stasiu!

Żona sklepikarza siedziała przy kasie i uśmiechała się, słuchając tego dialogu. Zauważywszy moje zdziwione spojrzenie, wyjaśniła:

– Przychodzi kilku innych nastolatków, ich rodziny są na tyle biedne, że nie mogą kupić drobnych artykułów spożywczych, ale mąż stara się im pomóc, kupując od chłopców, co tylko może. Raz nawet poprosił, żeby sprzedali mu procę, a w zamian zapłacił kawałkiem dobrej kiełbasy…

Wyszedłem ze sklepu oszołomiony jego dobrocią. Nigdy nie przypuszczałem, że on, który zawsze ważył wszystko z dokładnością co do grama i zdejmował z wagi, jeśli pokazywała trochę więcej, będzie w stanie tak pomóc biednym rodzinom!

Był dobrze znany w naszej okolicy, jego sklep cieszył się popularnością, a podczas zakupów on i jego żona zawsze pytali stałych klientów, jak się czują, zawsze byli w dobrym humorze i starali się jak najszybciej obsłużyć swoich klientów.

Minęło dwanaście lat. Właściciel zestarzał się i pożegnał z tym światem… Na pogrzebie było dużo ludzi. Wśród nich wyróżniali się trzej porucznicy. Stali w odosobnieniu, ale potem podeszli do żony zmarłego, ucałowali kolejno jej dłoń i powiedzieli słowa współczucia.

To byli właśnie ci chłopcy, których wspierał. Żegnając się ze zmarłym, zobaczyłem w trumnie kilka dziecięcych przedmiotów, w tym właśnie bransoletkę, dzięki której poznałem prawdziwą dobroć sklepikarza. Rozumiał on, że z chłopców wyrosną mężczyźni, więc nie dawał im tylko artykułów spożywczych, ale stwarzał pozory wymiany handlowej…

Rate article
MagistrUm
Byłem kiedyś świadkiem rozmowy właściciela naszego sklepu z chudym nastolatkiem. Chłopak miał na sobie wytarte ubrania